Nie wywalczyli awansu, nie występują w najwyższej klasie rozgrywkowej, próżno w ich szeregach szukać reprezentantów Mazowsza. Mimo to rocznik 2005 MKS-u Piaseczno można śmiało określić mianem największych zwycięzców jesieni. Drużyna, złożona niemal wyłącznie z chłopców, którzy całkiem niedawno spadali na boisku z IV do V ligi (ostatecznie do degradacji nie doszło, gdyż ze względów regulaminowych w rozgrywkach nie mógł wziąć udziału jeden z przeciwników), spokojnie utrzymała się w II lidze, kończąc jesień derbowym zwycięstwem 2-0 nad Jednością Żabieniec!
O perypetiach rocznika 2005 moglibyśmy napisać opasłą książkę. Całkiem niedawno temu wydawało się, że zarówno pierwsza, jak i druga drużyna MKS-u zaliczy spadek (odpowiednio: z II i IV ligi). Oba zespoły utrzymały się w swoich klasach rozgrywkowych tylko dlatego, że z jednej wycofał się rywal, a w drugiej przeciwnik nie mógł zagrać ze względów regulaminowych. Po sezonie nasz klub opuścił praktycznie cały pierwszy skład, który poszedł za zwolnionym z Piaseczna trenerem do jednego z lokalnych rywali. W cudem utrzymanej drugiej lidze musieli zatem grać zawodnicy, którzy na boisku okazali się za słabi na ligę czwartą. Wiele osób mówiło wprost, że biało-niebiescy będą chłopcami do bicia. Tytaniczna praca, wykonana przez młodych graczy MKS-u, zaowocowała jednak pewnym utrzymaniem!
Początek sezonu wcale tego nie zwiastował. Dość powiedzieć, że na jego półmetku, czyli po 7 kolejkach, MKS miał na koncie takie wyniki jak manto 1-7 od Nadstalu Krzaki Czaplinkowskie. Mozolna praca zaczęła jednak przynosić efekty. W drugiej części sezonu biało-niebiescy byli o krok od sięgnięcia po trzy punkty w meczu z Nadstalem, remisując ostatecznie 3-3, zrewanżowali się Advitowi, wygrywając gładko 3-0, a w pokonanym polu pozostawili między innymi PKS Life Siennica, Mazura Karczew i Jedność Żabieniec, której także zrewanżowali się za wpadkę z pierwszej rundy.
- Wszystkim chłopcom należą się ogromne brawa i wielkie słowa uznania, bo to jest wyłącznie ich sukces. Wykonali tytaniczną pracę i tak indywidualnie, jak i drużynowo zrobili naprawdę kolosalne postępy. A warto dodać, że gdyby nie punkty, które straciliśmy w dramatycznych końcówkach w meczach z Mazurem w Karczewie, gdzie kilka minut przed ostatnim gwizdkiem prowadziliśmy 3-1, a zremisowaliśmy 3-3, czy też w meczu z Nadstalem, również zakończonym remisem, moglibyśmy zakręcić się w okolicach podium – powiedział trener Jacek Traczyk.
Oby tak dalej!