Jest wychowankiem warszawskiej Legii, w barwach której zadebiutował w wieku 20 lat w ekstraklasie. Jako szkoleniowiec prowadził między innymi juniorskie zespoły Marcovii Marki i kadrę Mazowsza rocznika 1996. Pracował w akademii Legii Warszawa i budował struktury akademii Zagłębia Sosnowiec. Zapraszamy na wywiad z Jarosławem Wojciechowskim, od niedawna Dyrektorem do spraw Rozwoju MKS-u Piaseczno.
W Polsce panuje przekonanie, że jeśli trafia do nas zawodnik z nazwiskiem, z dobrego, zachodniego klubu, to na pewno ma jakąś ukrytą wadę. Czy w przypadku działaczy czy trenerów też tak to działa?
Jarosław Wojciechowski, dyrektor do spraw rozwoju MKS-u Piaseczno: Trudno powiedzieć... Myślę, że wielu działaczy i trenerów o dużej wiedzy, wartościowych i zaangażowanych, można spotkać w mniejszych klubach.
Co Jarosław Wojciechowski, człowiek, który pracował w klubach ekstraklasowych, który działał w akademii Legii Warszawa i budował struktury akademii Zagłębia Sosnowiec, robi w IV lidze w Piasecznie?
Po sześciu latach pracy w Zagłębiu Sosnowiec wróciłem do Warszawy. Zaproszono mnie na rozmowę na temat wizji rozwoju klubu MKS Piaseczno. Doszliśmy do porozumienia z prezesem Jackiem Krupnikiem i tak rozpocząłem współpracę z MKS Piaseczno.
Czego udało ci się przez te kilka lat dokonać w Sosnowcu? Z czego jesteś najbardziej zadowolony?
Wspólnymi siłami udało się nam stworzyć strukturę zarówno szkoleniową, jak i organizacyjną na dobrym poziomie. Uważam, że jest to jedna z lepiej zorganizowanych i zarządzanych akademii w województwie śląskim, jeżeli chodzi o organizację pracy i plan szkolenia. Zespoły rywalizują w najwyższych ligach (od Młodzika D1 do Juniora Starszego A1 zespoły występują w I lidze wojewódzkiej). Udało się zrealizować kilka ważnych projektów, a kilku trenerów pracujących w Akademii zostało przygotowanych do pracy na wyższym poziomie (Tomasz Łuczywek, Adrian Siemieniec, Bartek Grzelak, Michał Farkas, Mariusz Strojczyk).
Zagłębie ma sześć zespołów w najwyższej lidze śląskiej i ani jednej drużyny w Centralnej Lidze Juniorów. MKS Piaseczno ma sześć zespołów w najwyższej lidze mazowieckiej i ani jednej drużyny w Centralnej Lidze Juniorów. Czy między tymi akademiami można postawić znak równości?
Bardzo trudno jest to porównywać, ponieważ dominują tu inne realia. Na Śląsku o osiem miejsc w I lidze wojewódzkiej musimy walczyć z zespołami pokroju Górnika Zabrze, Gwarka Zabrze, Ruchu Chorzów, Stadionu Śląskiego, Piasta Gliwice, Rakowa Częstochowa, GKS-u Katowice, Rozwoju Katowice, Podbeskidzia Bielsko-Biała, Polonii Bytom, Rekordu Bielsko-Biała, Odry Wodzisław, GKS-u Jastrzębie, a mógłbym wymieniać jeszcze dalej... Proszę mi zaufać, nie jest łatwo o sukces w rywalizacji z tymi zespołami. Poziom sportowy i ambicje tych klubów są wysokie. Sprzyja to również rozwojowi, bo wiadomo, że rywalizacja ten poziom podnosi.
Czy jako wieloletni szef akademii Zagłębia Sosnowiec nie czujesz... może nie smutku, bo to chyba nie jest odpowiednie słowo, ale jakiegoś niedosytu, że w tej chwili – mówię to po przejrzeniu składów pierwszoligowych seniorów z ostatnich czterech czy pięciu meczów – tylko dwóch zawodników, o których można powiedzieć, że są piłkarzami Sosnowca, gra w pierwszym zespole? Są to Patryk Mularczyk i Kacper Radkowski, którego i tak dałem tu nieco na wyrost, bo w klubowej akademii spędził raptem dwa lata... Czy to trochę nie za mało? Czy wynika to z tego, że „góra” z „górą” nie mogły się dogadać i w pierwszej drużynie obowiązywała inna wizja niż stawianie na swoich?
W ekipach ze szczebla centralnego najczęściej pozyskuje się zawodników z mniejszych klubów (jak Radkowskiego). Jest to normalne i nie może to być używane jako zarzut. Niewielu jest zawodników szkolonych od 7-latka w akademii. Pozyskiwanie zdolnych chłopaków na etapie 14- czy 16-latka to podstawa skautingu i jest to równie ważne, jak szkolenie (lub nawet ważniejsze). Jest bardzo duża szansa, że w niedługim czasie do kadry pierwszoligowego Zagłębia trafią kolejni wychowankowie Akademii, bo tak naprawdę dopiero teraz powinny być efekty 6-letniej pracy w nowych strukturach i przy nowym procesie treningowym. Właśnie teraz wiek juniora będą kończyć zawodnicy objęci nowym planem szkolenia w ostatnich 6 latach... Druga sprawa to trenerzy zespołów seniorskich, którzy rzadko stawiają na zawodników wychowanych w klubie. Szkoleniowiec rozliczany jest z wyniku, niemal każdy idzie na skróty, chce mieć piłkarzy już ukształtowanych i zaadaptowanych w danej lidze, reprezentujących wysoki poziom. Dlatego tak mało wychowanków dostaje szansę pokazania się w swoim klubie.
Do Zagłębia trafiłeś po nawiązaniu współpracy między klubem z Sosnowca a Legią. Nie było na początku wobec ciebie niechęci, że został przywieziony człowiek z Warszawy, nie chcę powiedzieć, że w teczce, bo to bardzo nieładnie zabrzmi, ale osoba, która nie jest związana z regionem, a ma się rządzić w klubie? A może było ci dużo łatwiej ze względu na to, że jeszcze przed oficjalnym podpisaniem umowy oba kluby żyły w dobrej komitywie, podobnie jak kibice obu ekip?
Zmiany zawsze mają oponentów. Nie jest tak, że trener, który przez wiele lat sam podejmował o wszystkim decyzje, łatwo zaakceptuje zmiany w organizacji pracy. To tak nie działa. W Sosnowcu nie miałem problemu z przeprowadzeniem zmian, ponieważ zarząd jasno przedstawił mi swoje oczekiwania, które pokrywały się z moją wizją. W czasie mojej pracy zakończyłem – z różnych powodów – współpracę z wieloma trenerami. Na ich miejsce przyszli nowi, pełni pozytywnej energii, którzy w mojej ocenie zdecydowanie bardziej starali się, aby klub się rozwijał. Trener pracujący w klubie powinien być świadomy, że pracuje z dziećmi, które mają swoje marzenia i ambicje, że przygotowanie do pracy i pozytywna energia na zajęciach jest obowiązkiem podczas sesji treningowej.
Poczytałem trochę o twojej pracy w Zagłębiu, podzwoniłem, popytałem i wiele osób bardzo cię chwaliło za ocieplenie stosunków z ościennymi klubami. Jesteś co prawda w Piasecznie dopiero od kilku miesięcy, ale czy miałeś już okazję rozmawiać z prezesami, działaczami i trenerami okolicznych drużyn? Myślisz, że możliwe jest przeniesienie tego na nasz grunt, gdzie niestety nie zawsze te wzajemne relacje układają się poprawnie, a są osoby, od których wyraźnie czuć niechęć wobec MKS-u?
Uważam, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. Wiem, że relacje między klubami w Gminie Piaseczno wymagają poprawy. Dlatego chciałbym spotkać się z przedstawicielami sąsiadujących klubów, aby zrozumieć, dlaczego nie możemy współpracować na zdrowych zasadach. Wydaje się, że jeśli postępuje się uczciwie, zgodnie z jasnymi, wspólnie ustalanymi zasadami, to nie powinno być większych problemów w znalezieniu konsensusu dla wspólnych celów.
Jak bardzo to, co dzieje się u nas pod kątem szkolenia i funkcjonowania akademii, różni się od pracy w Zagłębiu Sosnowiec? Nie mam tu oczywiście na myśli finansów i infrastruktury, bo to jest jasne. Chodzi mi o samą organizację pracy. Co w Piasecznie oceniasz na plus, a co na minus?
Trudno jest mi teraz o tym mówić. Na pewno w Sosnowcu jest dopracowany plan szkolenia, są ludzie, którzy mają doświadczenie w prowadzeniu poszczególnych grup wiekowych i na tym się koncentrują, wiedzą dokładnie, czego się od nich wymaga i jakie zadania mają do wykonania. Oprócz tego klub współpracuje z dietetykiem, psychologiem, fizjoterapeutą, trenerami od przygotowania motorycznego... Podsumowując: największe różnice to doświadczenie w pracy z daną grupą wiekową, świadomość oraz znacznie więcej obowiązków do wykonania w klubie oraz rozbudowana struktura trenerska.
A co funkcjonuje u nas dobrze?
Jest tu kilku szkoleniowców, którzy reprezentują wysoki poziom, a przy okazji mają pasję i chęci, by się rozwijać. Nie chciałbym jednak nikogo wyróżniać, bo jestem tu od niedawna, a przed przerwą spowodowaną pandemią koronawirusa SARS-CoV-2 widziałem na żywo kilka treningów... Od 4 maja wróciliśmy do zajęć po siedmiu tygodniach i dopiero teraz jest czas na rozmowę indywidualną z trenerami. Po tych rozmowach będę miał lepszą perspektywę na ich codzienną pracę i podejście do niej... Aby zbudować coś trwałego potrzeba czasu. W Piasecznie dopiero zaczynamy wdrażanie pewnych zmian.
A propos tego funkcjonowania, to mam tu opinię kogoś, kto cię dobrze zna: „Jarosław Wojciechowski to osoba z ogromną wiedzą i doświadczeniem w budowaniu struktur akademii, ale też osoba nieznosząca sprzeciwu, która nie ma oporów w zwalnianiu ludzi, którzy nie wykonują tego, czego on chce”. Jesteś zamordystą, czy była to opinia przesadzona?
Zamordystą? Wydaje mi się, że była to opinia mocno przesadzona. Zanim się z kimkolwiek rozstanę, to wcześniej zawsze odbywam indywidualną rozmowę z trenerem... Są dwie drogi: albo trener się zmieni, postara się dostosować do wymagań, które nakreśla klub, albo może iść swoją ścieżką. Nigdy nie miały miejsca sytuacje, bym zwolnił kogokolwiek, nie rozmawiając z nim wcześniej, nie omawiając jego pracy. Zawsze mówię uczciwie, jakie mam wobec kogoś zastrzeżenia, co mi się nie podoba w jego pracy i na jakim polu oczekiwałbym zmian. Posiadam wieloletnie doświadczenie i wiem, że najważniejszy jest rozwój klubu. Wszyscy pracujemy dla klubu, dla trenujących w nim chłopców, dla rodziców, którzy nam zaufali – i to jest priorytet. Musimy od siebie wiele wymagać, aby osiągnąć swój cel. Jeżeli ktoś chce iść na skróty, albo – co gorsza – nie chce iść w tym samym kierunku, co my, to pozostają inne rozwiązania...
Słówko na temat funkcjonowania szkolenia. Jesteś zwolennikiem czegoś takiego, co funkcjonowało w Legii, czyli przekazywania drużyny co dwa lata innemu trenerowi? Tego, by dany szkoleniowiec pracował cały czas z siódemkami, inny z dziewiątkami, a jeszcze inny w rocznikach, które grają po jedenastu? A może lepszym rozwiązaniem jest praca z danym zespołem od grupy naborowej po seniorów?
Każdy trener ma coś do przekazania zawodnikowi, każdy młody piłkarz powinien się rozwijać. Jeżeli trener pracuje w danej kategorii wiekowej, specjalizuje się w niej, posiada bagaż doświadczeń, wówczas ma więcej do przekazania zawodnikowi, który zmienia system gry. Nowy trener, u którego wszyscy mają czystą kartę, może być inspiracją i ogromnym bodźcem dla każdego zawodnika. Wychodzę z założenia, że trener, który mówi, że się na wszystkim zna, tak naprawdę nie zna się na niczym. Zawsze trzeba iść w specjalizację, w daną kategorię wiekową, dlatego, że specyfika pracy w każdej z nich jest odmienna. Nie możemy porównywać pracy ze Skrzatem, Żakiem czy Orlikiem do pracy z Juniorem Starszym. Właśnie dlatego wydaje mi się, że dobrą formułą od Orlika w górę są dwa lata pracy z zespołem.
Czy nie jest to trochę odzieranie trenerów, zwłaszcza tych młodszych, z marzeń o wychowaniu ekstraklasowicza? Czy jeżeli „przyblokujemy” szkoleniowca w kategorii siódemek, jeżeli będzie prowadził te dwuletnie cykle, ale cały czas w grupach siedmioosobowych, w dodatku w klubie w tej chwili tylko czwartoligowym, to czy nie będzie miał on okazji rozwinąć się zawodowo? Czy nie uniemożliwiamy mu w ten sposób transferu do Legii Warszawa, Manchesteru United czy innego klubu, który jest jego trenerskim marzeniem?
Zawodnik jest wychowankiem klubu, nie trenera. Należy odejść od myślenia, że „szkoleniowiec wychował piłkarza”. Takie podejście funkcjonowało w ubiegłym wieku. To wtedy trenerzy pracowali po 6-8 lat z jednym zespołem. Obecnie trendy są takie, żeby z jednym piłkarzem pracowała jak największa grupa trenerów, dlatego że umożliwia to graczowi otworzenie się na pewne problemy, których mógł nie dostrzec poprzedni trener. Jak już mówiłem, takie zmiany szkoleniowców są dla zawodników i inspiracją do podnoszenia swoich umiejętności.
A dla trenerów?
Dla nich też. Trenerzy są pracownikami klubu. Nie może być tak, że szkoleniowiec ma własne ego, które stawia ponad dobro klubu. To MKS jest najważniejszy, a my jesteśmy jego pracownikami. Trzeba poukładać to tak, aby młody piłkarz mógł skorzystać od każdego z trenerów, który będzie z nim pracował, by szkoleniowiec przekazał swoją wiedzę, doświadczenie i pogłębiał w nim chęć dalszego rozwoju.
Mam wrażenie, że cały czas mówimy o klubach ekstraklasowych, w których są warunki, by mogło to funkcjonować. Legia ściąga najlepszych zawodników z całego województwa, a nawet z całej Polski, natomiast nie znam zbyt wielu mniejszych klubów, takich, gdzie grają zawodnicy z promienia może 30 kilometrów, które stawiają na dwuletnie cykle pracy trenera z rocznikiem.
Klub powinien dążyć do tego, aby mieć dobrych trenerów w każdej kategorii wiekowej. Szkoleniowcy powinni reprezentować odpowiedni poziom wiedzy i doświadczenia, mieć spójny plan pracy i dobrze dobrane środki treningowe. Ważny jest również wzajemny szacunek.
Czy zmiany trenerów mogą przebiegać płynnie? Zwykle jest tak, że gdy przychodzi nowy szkoleniowiec, to nawet gdy ma dokumentację na temat drużyny, musi mieć trochę czasu na poznanie zawodników, a oni muszą mieć czas na poznanie szkoleniowca. Czy ten proces może przebiegać sprawnie, bez tych kilku tygodni, które będą w gruncie rzeczy zmarnowane na poznawanie się?
W klubach dobrze zorganizowanych trener, który przejmuje dany rocznik, aktywnie uczestniczy w procesie treningowym. Wdraża się on poprzez wchodzenie w rolę asystenta, monitorującego zawodników. Poznaje ich, przygląda się ich pracy. Posiada dokumentację z kilku lat, może się również posiłkować zdaniem szkoleniowców, którzy pracowali z danym zawodnikiem wcześniej. Jeżeli trener pracuje w Orliku, Młodziku czy Trampkarzu, to orientuje się, jaka panuje tam specyfika pracy i jak rozwijać zawodników chociażby poprzez taktykę, którą wymusza większe boisko i większa liczba graczy. Ma również wiedzę na temat błędów, jakie popełnił wcześniej, jeżeli chodzi o adaptację piłkarzy, dobór środków treningowych czy innych barier. Jeżeli ubierzemy to w jednolity model szkolenia, czyli będziemy mieli spójne wymagania w stosunku do zawodników, jeżeli chodzi o model gry, system, profil pozycji, to wszystko może przebiegać bardzo sprawnie. Piłkarze też będą wiedzieli, czego się wymaga w starszych kategoriach i będą do tego przygotowywani przez poprzedniego trenera, znającego założenia klubu i wiedzącego, którą drogą ma podążać. W dużych akademiach jest tak, że klub nakreśla sobie system gry, załóżmy 1-4-3-3. Zawodnicy, którzy grają w tym systemie, nie mają żadnych problemów, aby adaptować się do wymagań starszego rocznika, dlatego, że te wymagania są spójne. Od początku wiemy, jak mamy grać na pozycji numer 7, jakie mamy założenia w grze ofensywnej i defensywnej, wiemy, czego wymaga się od nas, jeżeli chodzi o sposób poruszania się po boisku, sposób asekuracji, przesunięcia w danej sytuacji. Jest to nieodzowny element rozwoju zawodnika. Jeżeli zawodnik przejdzie od trenera X do trenera Y i okaże się, że u jednego zespół grał w pressingu niskim w ustawieniu 1-4-4-2, a u drugiego szkoleniowca preferowany jest pressing średni albo wysoki, a gra się 1-4-3-3, to zawodnik nie zaadaptuje się do gry tego zespołu lub będzie to bardzo utrudnione, bo wymagania w dwóch kategoriach były zupełnie inne. Trzeba to uporządkować, trzeba jasno nakreślić wymagania w stosunku do zawodników i trenerów, trzeba nakreślić model gry, który będzie preferował klub: czy zdecydujemy się na grę agresywną, wysokim pressingiem, tak jak największe kluby, czy skupimy się na grze z kontrataku.
Jak długo mogą przebiegać takie zmiany? Ile lat potrzeba na wdrożenie systemu, żeby funkcjonował on płynnie i dobrze, tak, jak sobie założył klub czy osoba, która jest za ten system jednostkowo odpowiedzialna?
Trzeba sobie zadać wiele pytań, na przykład o to, czy chcemy zrobić krok do przodu i stworzyć w Piasecznie Szkołę Mistrzostwa Sportowego, albo przynajmniej klasy sportowe w publicznych placówkach, żeby zawodnicy mogli trenować w tygodniu od 10 do 16 godzin, czy zostajemy przy takich realiach, w jakich obecnie funkcjonujemy, gdzie mamy na przykład piłkarzy, którzy uczą się w Warszawie, dojeżdżają godzinę w jedną stronę, wracają godzinę w drugą stronę, a trenują trzy razy w tygodniu. Nie możemy wówczas powiedzieć, że stwarzamy sobie i im szansę na rozwój. Musimy każdego roku dążyć do tego, aby intensywność naszej pracy, liczba jednostek treningowych i obciążenia dla zawodników wzrastały. Świat piłki idzie w stronę ściśle ukierunkowanej specjalizacji, a ta dyscyplina sportu wymaga ogromnego poświęcenia. Nie da się tego zrobić, gdy nie trenuje się bardzo intensywnie. Dla mnie priorytetem jest stworzenie klas mistrzostwa sportowego, aby zwiększyć liczbę godzin pracy z tymi zawodnikami. Aby ci chłopcy nie odchodzili do takich klubów jak Varsovia czy Polonia, gdzie takie klasy funkcjonują, a oni mają te kilka godzin zajęć więcej, co przełoży się na ich przygotowanie do piłki seniorskiej. Największym problemem, jaki widzę w MKS-ie, jest to, że mało trenujemy. Oczywiście mało w stosunku do klubów, które chcą szkolić bardziej profesjonalnie. Mamy też takie bariery jak brak specjalisty od przygotowania motorycznego, co widać choćby w braku tej podbudowy motorycznej u najmłodszych zawodników. Wiadomo, że o pewne rzeczy powinna zadbać szkoła, która niestety często tego nie zapewnia. Sprawność ogólna chłopców powinna być na zdecydowanie wyższym poziomie. Kiedyś kształtowało się to na podwórku, na drzewach, na trzepaku, a teraz młodzież kształtuje się głównie na PlayStation i komputerze. Bardzo często ci najmłodsi, przychodząc do klubu, nie są w żaden sposób przygotowani na obciążenia i wymagania, które powinno stawiać się im w MKS-ie w danej kategorii wiekowej. Tutaj widzę ogromne rezerwy, natomiast wymaga to pieniędzy i zielonego światła władz gminy. Miejmy nadzieję, że uda się je przekonać do tego, aby trener, który pracuje z danym rocznikiem, miał komfort pracy 16 godzin w tygodniu. Jeżeli u nas zawodnik w wieku Juniora Starszego trenuje 3 albo 4 razy w tygodniu po półtorej godziny, a w takich klubach jak Zagłębie Sosnowiec czy Legia Warszawa jego rówieśnik ma tygodniowo 16 godzin zajęć, to łatwo wyliczyć, jak wielkie są różnice w pracy w poszczególnych klubach. Musimy zadać sobie pytanie, czy chłopiec, który trenuje jedną trzecią albo połowę tego, co jego kolega w innym klubie, ma szansę rywalizować z nim w wieku seniora. Ja uważam, że niestety nie... I to mnie martwi, jeżeli chodzi o MKS, bo jeżeli nie będziemy mieli klas sportowych, to będziemy musieli bardzo dużo pracować z tymi zawodnikami poza klubem, a oni sami będą musieli wykonać ogromną pracę indywidualnie. A chyba nie tak powinno to wyglądać.
A propos treningów indywidualnych: są one obecnie bardzo modne, a zawodnicy często po graniu w piłkę na WF-ie i treningach w klubie jeżdżą jeszcze do różnych „magików”, obiecujących złote góry. Bardzo często odbywa się to bez współpracy trenera od przygotowania indywidualnego z klubem. Rodzice i sami zawodnicy chcą nadrabiać zaległości, o których mówiłeś, ale czy nie uważasz, że czasami mogą tym sobie bardziej zaszkodzić niż pomóc?
Zależne jest to od wielu czynników. Najkrócej można to podsumować kwestią intensywności pracy w klubie. Jeżeli zawodnik pracuje z dużą intensywnością, to naturalną rzeczą jest, że okres wypoczynku się wydłuża. Jeżeli w tym samym dniu zawodnik pójdzie na podobne zajęcia treningu indywidualnego, to związane z nim obciążenia mogą przyczynić się do braku pełnego wypoczynku, co w konsekwencji może narazić zawodnika na kontuzję. Praca dodatkowa zawsze jest korzystna dla zawodnika, zwłaszcza w klubach, w których pracuje się mniej. Pod warunkiem, że trener klubowy ma wiedzę, jak pracował zawodnik (czas pracy, element, nad którym pracował, obciążenia). Normą powinien być dostęp do dokumentacji z zajęć. To na pewno ułatwiłoby zadanie trenerowi pracującemu w klubie. Mam przekonanie, że wszystko jest do załatwienia. Kluczową sprawą jest tu komunikacja – z samym zawodnikiem i jego rodzicami. Zdarza się, że rodzice po treningach indywidualnych uważają, że dziecku wszystko się w klubie należy, że ich syn powinien z automatu wejść do zespołu i wieść w nim wiodącą rolę, bo tak im powiedział trener na zajęciach prywatnych. To tak nie działa. Nieraz jest wręcz odwrotnie, zawodnik jest przemęczony i zniechęcony do gry/wysiłku. Jest wiele składowych, które mogą zaszkodzić, a nie pomóc. Warto o tych sprawach rozmawiać z osobami kompetentnymi, by całość procesu nakierunkować na eliminowanie deficytów, które ma do poprawy dany zawodnik.
Masz już na pewno jakąś wizję, w którą stronę powinien iść MKS Piaseczno i jak miałoby to wyglądać, ale czy jesteśmy to w stanie osiągnąć, działając w realiach finansowych dalekich od klubów ekstraklasowych?
Moją wizją jest stworzenie w Piasecznie odpowiednich warunków do kompleksowego szkolenia sportowego z zachowaniem zasad Fair Play i z własnym planem, opartym na najlepszych wzorcach. MKS Piaseczno jest dobrze zarządzanym klubem, otwartym na nowe cele.
Byłeś trenerem młodzieży w Marcovii, prowadziłeś juniorskie kadry Mazowsza, działałeś w akademii Legii, tworzyłeś właściwie od podstaw akademię Zagłębia Sosnowiec. Która praca była najprzyjemniejsza, która najtrudniejsza, którą najbardziej lubiłeś?
Najprzyjemniejszą pracą była funkcja pierwszego trenera Reprezentacji MZPN (rocznik 1996), oparta na obserwacji i selekcji utalentowanych zawodników z Warszawy i okolic. Miałem przyjemność prowadzenia kadry wojewódzkiej w kilku znaczących turniejach. Najtrudniejsza praca była zdecydowanie w Akademii Legii: wysokie wymagania i codzienna presja, związana z dużymi oczekiwaniami przełożonych... Z sentymentem wspominam pracę w Sosnowcu, gdzie stworzyłem od podstaw Akademię Piłkarską na miarę oczekiwań władz klubu. Pełna autonomia i wsparcie ludzi zarządzających klubem sprawiały, że każdego dnia realizowałem swoją pasję. W każdym z tych miejsc wiele się nauczyłem, wiele doświadczyłem, spotkałem wielu zaangażowanych i kompetentnych ludzi, oddanych swojej pracy.
Na zakończenie porozmawiajmy przez chwilę o twojej karierze piłkarskiej. Jesteś wychowankiem warszawskiej Legii, rozegrałeś dla niej 13 meczów w ekstraklasie i jeden w Pucharze Polski, czyli zrobiłeś coś, co było poza zasięgiem setek tysięcy zawodników. Uważasz, że miałeś szansę wycisnąć z tej kariery coś więcej? Jeżeli tak, to czego ci zabrakło: cierpliwości, talentu, zdrowia?
Moim pierwszym trenerem był pan Lucjan Brychczy, który był dla mnie inspiracją i któremu bardzo wiele zawdzięczam. Miałem przyjemność pracować w stołecznym klubie z wieloma wspaniałymi trenerami. W tym czasie nie obowiązywały aktualne przepisy, umożliwiające zawodnikom podejmowanie samodzielnych decyzji. Wychowanek był w pełni zależny od klubu. To klub decydował o przyszłości wychowanego przez siebie zawodnika. Zadebiutowałem w najwyższej lidze w wieku 20 lat. Będąc bezkontraktowym zawodnikiem Legii dostałem propozycję gry we Francji, z której skorzystałem. Po powrocie do kraju doznałem ciężkiej kontuzji (zerwanie więzadła krzyżowego), co definitywnie przekreśliło moje marzenia na grę na profesjonalnym poziomie. Jednak dalej realizuję swoją pasję będąc trenerem, koordynatorem trenerów czy tworząc od podstaw akademię piłkarską...