top of page
  • Zdjęcie autoraAdministrator

ADAM KRZYŻANOWSKI: WSPÓLNOTA I BRATERSTWO SĄ W CENIE


W rozmowie z nami Trener rocznika 2006 MKS Piaseczno podsumowuje wyjazd na turniej Cup No. 1 w Danii. Nasi zawodnicy osiągnęli świetny wynik, docierając do półfinału.

 

To już kolejna edycja turnieju we Frederikshavn, w której wzięli udział adepci Akademii MKS Piaseczno. Czym przyciąga to miejsce?


Krótko mówiąc: wszystkim. Frederikshavn to urokliwe, nadmorskie miasteczko, które żyje sportem. Rokrocznie na uroczystość otwarcia i powitania uczestników Cup No. 1 przychodzą tłumy ludzi. W tym roku było podobnie – mimo deszczowej aury mieszkańcy szczelnie zapełnili stadion Arena Nord. Lokalna społeczność jest uśmiechnięta, żyje tą imprezą. W turniej zaangażowanych jest mnóstwo wolontariuszy, wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku. Dodam do tego wspaniałą architekturę, która charakteryzuje nie tylko Frederikshavn, lecz całą Danię, zwłaszcza północną. Czuć, że jest to kraj przyjazny ludziom. Ponadto turniej pozwala funkcjonować pośród blisko dwóch tysięcy osób z całego świata. To doskonała okazja do integracji i nawiązywania kontaktów. 4 lata temu, gdy pracowałem jeszcze w poprzednim klubie, poznaliśmy się z Nigeryjczykami z Tiki Taka Academy i kontakty te utrzymujemy po dziś dzień.


Jak oceniłby Pan zarówno atmosferę Cup No. 1, jak i jego poziom sportowy?


Atmosfera jest fantastyczna. Organizatorzy robią wszystko, by każdy czuł się zaopiekowanym. Hasłem turnieju jest „Nie największy, ale prawdopodobnie najlepszy” i ja się pod tym podpisuję obiema rękami.


Poziom turnieju jest zróżnicowany – jak to bywa na tego typu imprezach. Przyjeżdżają zarówno czołowe akademie, jak i mniejsze, lokalne kluby. Rok po roku widać progres, zwłaszcza w kategoriach dziewcząt. W tej edycji było kilka drużyn na bardzo wysokim poziomie.


Jak spędziliście ten czas poza meczami?


Terminarz rozgrywek jest dość napięty, a więc na wiele pozaboiskowych atrakcji nie mogliśmy sobie pozwolić. Po środowym porannym meczu pojechaliśmy do Fårup Sommerland – jednego z najwyżej na świecie cenionych parków rozrywki. Na piątek mieliśmy zaplanowaną wycieczkę do Skagen, gdzie łączą się ze sobą morza Bałtyckie z Północnym, jednak z uwagi na awans do strefy medalowej odwołaliśmy ją.



W poprzednim roku wiele mówiono o geście solidarności naszej drużyny z Ukrainą. W tej edycji na boisku zobaczyliśmy w barwach MKS-u piłkarzy z tego kraju.


Poprzedni turniej odbywał się krótko po napaści Rosjan na Ukrainę. Czuć było podniosłą atmosferę, a nasz – wydawałoby się naturalny – gest odbił się szerokim echem. Zostaliśmy nagrodzeni owacją na stojąco, mieszkańcy pozowali z nami do zdjęć, pisano o nas w mediach i w lokalnej prasie. W tym roku również mieliśmy w swoich szeregach dwóch przyjaciół z Ukrainy, oczywistym była więc obecność podczas ceremonii otwarcia zarówno flag polskich i unijnych, jak i ukraińskich. Przygotowaliśmy też specjalny okrzyk oraz plakat wspierający wolną Ukrainę. To, że jako kraj i jako mieszkańcy mocno angażujemy się w pomoc uchodźcom z Ukrainy, jest najlepszą z możliwych wizytówką Polski na świecie. Pokazujemy, że wspólnota i braterstwo są w cenie, że lepiej – choć trudniej – budować mosty niż je palić.


Czy mógłby Pan powiedzieć nieco na temat drużyn, z którymi rywalizowali nasi zawodnicy?


W tym roku spotkaliśmy się z ekipami z Danii, Niemiec i Norwegii. Najlepsza z nich to Åkra IL Åkrehamn rywalizująca na centralnym poziomie juniorskim w Norwegii. To właśnie ta ekipa pokonała nas 2:1 w półfinale, by o złoto minimalnie ulec duńskiej Bangsbo Freja – top 6 w tej kategorii wiekowej drużyny z Danii.


Jest Pan zadowolony z tego, co zaprezentowali na boisku nasi zawodnicy?


Zaliczyliśmy mecze lepsze i gorsze. Słabo rozpoczęliśmy, jednak w miarę trwania imprezy rozkręcaliśmy się.


Dotarliście do półfinału, to świetny wynik. Kto szczególnie wyróżnił się podczas zawodów?


Z mojego punktu widzenia nadrzędnym celem turnieju nie był wynik sportowy, lecz szkoleniowy. W pięciu meczach fazy grupowej mocno rotowaliśmy składem, mieliśmy też kilku zawodników, którzy testowali się bądź zagrali w naszych barwach gościnnie. Ich dobra postawa cieszy, nie chcę jednak ani spośród nich, ani z naszej kadry kogokolwiek szczególnie wyróżniać.


Na koniec pytanie dotyczące przyszłości zawodników z rocznika 2006 – czy spodziewa się Pan, że gracze, którzy już ocierają się o zespół seniorów, mogą często pojawiać się na murawie w nadchodzącym sezonie IV ligi? Jak układa się Pana współpraca z Trenerem seniorów?


Zacznę od drugiej części pytania. Z mojego punktu widzenia współpraca z całym sztabem pierwszej drużyny Piaseczna układa się wzorowo. W zasadzie nie ma tygodnia, byśmy nie rozmawiali, nie wymieniali i nie ścierali poglądów. Chcę jednak podkreślić, że równie dobra kooperacja zawiązała się w najstarszych rocznikach Akademii, w czym duża zasługa trenerów prowadzących. Mam przekonanie, że na kolejnych etapach pracy współpraca jeszcze się rozwinie, co znacząco wpłynie na stopień wyszkolenia zawodników.


Oczywiście wierzę, że wyróżniający się gracze Akademii – nie tylko rocznika 2006, ale także 2007, a niebawem i 2008, będą otrzymywać szansę występu w pierwszej drużynie. Kilku taką możliwość otrzymało w końcówce ubiegłego sezonu: Tomek Markowicz, Olivier Pogorzelski, Kuba Hołodniak. Ten ostatni miał od razu po turnieju we Frederikshavn na stałe dołączyć do kadry I drużyny, jednak doznał kontuzji i czeka go kilka tygodni leczenia i rehabilitacja.


Patrząc zdroworozsądkowo – na regularne występy naszych juniorów na poziomie wyjątkowo silnej w nadchodzącym sezonie IV ligi trzeba będzie poczekać. Droga do będącej wizytówką klubu I drużyny wieść powinna przez najstarsze roczniki juniorskie i zespół rezerw. Wskazane są cierpliwość i umiar. Stopniowo, małą łyżeczką, a nie chochlą. Gdy zbyt szybko wejdziesz na wysoki poziom, ewentualny spadek bywa bolesny. Jednak cel mamy wytyczony i ku jego realizacji zmierzamy.

698 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page